Komentatorzy TVP Info zarzucają prowokację reporterom w Michałowie. Suski: Haniebne działanie
W miniony weekend w mediach społecznościowych pojawiło się nagranie, będące wyciętym fragmentem relacji Onetu z Michałowa, na którym widać kobietę rzucającą słodycze dzieciom znajdującym się za płotem przed placówką Straży Granicznej. W tym momencie fotoreporterzy robią dzieciom zdjęcia, które zostały szeroko rozpowszechnione w polskich mediach. Przypomnijmy, że po pewnym czasie osoby te zawrócono na stronę białoruską.
Nagranie początkowo opublikowane przez greckiego internautę, podał dalej m.in. były poseł Marek Jakubiak. „To są te odpowiedzialne media, które trzeba nad granicę przepuścić. Dla paru zdjęć upadlanie ludzi? Nie godzi się” – napisał.
Rachoń: Jak pożyteczni idioci Putina i Łukaszenki
Nagranie w programie „#Jedziemy” na antenie TVP Info skomentował prowadzący Michał Rachoń.
– Cała ta scena ważna jest z jednego powodu. Pokazuje jak w soczewce, że ani redakcjom nawołującym do otwarcia dla nich strefy działań operacyjnych Straży Granicznej i wojska, ani tym bardziej politykom nie chodzi o prawdę. A przypomnijmy, że to jest teren, na którym względem Polski toczy się wojna hybrydowa – mówił. – Chodzi o generowanie skrajnych emocji. Nawet jeśli oznacza to wykorzystywanie krzywdy i dramatu dzieci – podkreślił.
Jego zdaniem „całe to towarzystwo nie tylko działa jak pożyteczni idioci Putina i Łukaszenki, bo do tego przyzwyczaiło nas od lat”. – Nakręcając tego typu emocje, wszyscy ci ludzie biorą na siebie odpowiedzialność za kolejne dzieci, które reżimy rosyjski i białoruski będą wysyłać do Polski. Jest tylko kwestią czasu, kiedy zobaczymy śmierć dziecka – ocenił Rachoń. – Będą odpowiadać za to nie tylko Łukaszenka i Putin. Ich pożyteczni idioci z Polski również – podkreślił.
„Musimy być przygotowani na obraz martwego dziecka”
Do filmu odniosła się też Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska z portalu „Dzień Dobry Białystok”.
– Ja już mówiłam o tym w piątek, że za chwilę pod granicą pojawi się więcej dzieci. Te dzieci będą pewnie w dużej części porywane z rodzin muzułmańskich. Niestety musimy być przygotowani na obraz martwego dziecka na granicy polsko-białoruskiej. A pewnie nawet nie jednego – stwierdziła komentatorka TVP Info.
Jej zdaniem bardzo prawdopodobne jest, że takie dziecko może zostać znalezione po polskiej stronie granicy. – Nie będzie na początku wiadomo, skąd jest to dziecko, jak zmarło, a przede wszystkim nawet nie wiadomo czy w Polsce. Będzie wiele oskarżeń w stronę Polski. Musimy na to być gotowi. A taka będzie prawda, być może, ja nie wiem, ale być może taka będzie prawda, że tylko ciało zostało podrzucone – mówiła Siewiereniuk-Maciorowska.
„Przestali być dziennikarzami. Zaczęli być bojówkarzami”
– Użyłeś sformułowania „pożyteczni idioci Putina”. Niektórzy dziennikarze nie zachowują jak idioci. Oni zachowują się jak wyrafinowani agenci Putina – twierdził z kolei dziennikarz TVP Opole Zbigniew Górniak. – Przestali być dziennikarzami. Zaczęli być nawet już nie aktywistami, a powiedziałbym bojówkarzami, którzy nie jadą szukać prawdy, tylko jadą aranżować pewne sytuacje tak, jak ta sytuacja z czekoladami rzucanymi przez płot. Tak jak kiedyś sytuacja w lesie ze swastyką ułożoną z wafelków, też słodycze, która zaowocowała nagrodami i szumem na cały świat – mówił, nawiązując do głośnego reportażu Superwizjera sprzed kilku lat.
Zdaniem Górniaka „dziennikarze i aktywiści, którzy razem z nimi rzucali te słodycze, liczyli na coś jeszcze”.
– Oni liczyli przede wszystkim nie na to, że te dzieci z łakomstwem się rzucą na te słodycze. Ale przypuszczam, że oni liczyli na to, że Straż Graniczna nie będzie tych dzieci dopuszczała do tych słodyczy. Będzie im blokowała drogę, będzie za tymi dziećmi ganiała… Proszę sobie wyobrazić, jakie fantastyczne z ich punktu widzenia zdjęcia by powstały. Olbrzymi, umundurowany, zamaskowany facet szarpie się z takim dwu-, trzyletnim dzieciątkiem, któremu nie pozwala dotknąć czekolady – uważa komentator TVP Info. – Myślę, że fotoreporterzy liczyli na dużo bardziej drastyczne sceny. To oczywiście jest obrzydliwe, straszne i słusznie się stało, ze tam nikogo się nie wpuszcza. Nasi polscy, opozycyjni dziennikarze nie jadą tam po prawdę, jadą po prowokacje – ocenił.
Były kandydat na prezydenta RP Marian Kowalski stwierdził, że to „nie pierwszy raz media biorą udział w spektaklu propagandowym”.
– Kiedyś trafił mi w ręce egzemplarz niemieckiej gazety z wakacji 1939 roku. I tam był plakat we wszystkich gazetach przedstawiający niemieckie dziecko mieszkające w Polsce bite przez polskiego nauczyciela – opisał komentator „#Jedziemy”. – Ten plakat był na wszystkich niemieckich słupach ogłoszeniowych, we wszystkich gazetach. Polski nauczyciel prześladował takiego biednego, niemieckiego chłopczyka, niebieskookiego blondynka niewinnego. Wiadomo, że to musiało poruszyć wszystkich Niemców umundurowanych już niemieckich mężczyzn, ale także wszystkie państwa, które obserwowały wydarzenia polityczne. To był oczywiście propagandowy gest, który miał zohydzić rząd ówczesnej polski. Z tym mamy do czynienia dzisiaj – dodał.
Suski: To przypominało rzucanie frykasów w ogrodzie zoologicznym
O komentarz do nagrania był też proszony polityczny gość „#Jedziemy”, czyli Marek Suski.
– To rzeczywiście sposób działania haniebny. To przypominało rzucanie frykasów w ogrodzie zoologicznym, żeby zwierzątkom zrobić lepsze zdjęcia – mówił poseł PiS. – Wykorzystywanie zdjęć uzyskanych w ten sposób przez dziennikarzy jest po prostu hańbą dla tych, którzy z tego korzystają. Mamy do czynienia z ludźmi, którzy prowokacji używają do walki z Polską. Bo to nie chodzi o walkę z rządem, to już jest walka z Polską – dodał.